Skąd czerpać wiedzę o giallo, czyli mój księgozbiór cz. 1

Mam nadzieję, że dwa posty przedstawiające wydawców filmowych interesującego nas kina włoskiego Was zainteresowały. Idąc za ciosem, w ramach szukania źródeł wiedzy o gatunku, zapraszam na najbliższe wpisy, w których przedstawię mój skromny księgozbiór dotyczący tematyki giallo.
Dzisiaj oprócz prezentacji książek proponuję trochę muzyki i dwa wywiady.
Zapraszam.

Na polskim rynku wydawniczym nie znajduję żadnej (!) pozycji książkowej poświęconej tematyce giallo, kultowemu kinu włoskiemu (kultowemu – jakiemukolwiek), monografii jakiegokolwiek twórcy z kręgu giallo – nic. Totalnie pomijany temat.

W związku z tym, jeśli chcemy zgłębić wiedzę w kwestii nas interesującej, to skazani jesteśmy na literaturę zagraniczną. W pewnym momencie doszedłem do takiego wniosku i zacząłem rozglądać się w tematycznej ofercie poza naszym krajem. Zaowocowało to dość treściwym zbiorem, z którego czerpię swoje mądrości i mam zamiar dzielić się nimi z Wami.

Nie przedłużając dalej, przedstawię po kolei co posiadam. Potraktujcie to, z jednej strony, jako rekomendację na zasadzie: co warto kupić, a z drugiej – czego w przyszłości można się spodziewać na blogu.

Jak już wspominałem we wcześniejszych wpisach, jednym z najważniejszych dla mnie zakupów książkowych były trzy pozycje Troya Howartha pod wspólnym tytułem So Deadly, So Perverse. To na ich podstawie sporządziłem listy giallo, które zamieszczone są tu, na blogu.
Główną treścią każdej z tych książek są omówienia filmów. Autor po kolei opisuje każdy z nich podając najpierw jego dane szczegółowe, dalej krótkie streszczenie (synopsis) oraz mniej lub więcej rozmaitych detali związanych czy to z produkcją, czy dystrybucją filmu, coś o twórcach, różne historie, anegdoty itd. Cała kopalnia wiedzy w pigułce na temat każdego filmu – te książki to naprawdę skarb. Okraszone to jest mnóstwem ilustracji: plakaty, fotosy, materiały reklamowe.
Dwa pierwsze tomy opisują włoskie gialli (volumin 1: filmy z lat 1963-1973, volumin 2: z lat 1974-2013), natomiast tom trzeci omawia filmy utrzymane w klimacie giallo z całego świata.

Dario Argento to mój ulubiony reżyser, który jest niezwykle zasłużony dla gatunku giallo i do którego filmów często wracam. Sam Argento wydaje się być człowiekiem niezwykle skromnym, spokojnym i wyważonym, co czasami nieco kłóci się z obrazem jego filmów pełnch szalonych emocji, przemocy, krwi i śmierci. Ten pewien dysonans zaciekawia i sprawia, że chciałoby się lepiej poznać go jako człowieka, a przy okazji dowiedzieć się więcej o filmach, które stworzył.
Dlatego posiadam kilka książek jemu poświęconych – monografii tego niebanalnego twórcy oraz jego dorobku.

Pierwsza z nich to opasły tom autorstwa Alana Jonesa pod tytułem Dario Argento. The Man, the Myths & the Magic.
Książka została wydana nakładem FAB Press. To niezwykle ciekawy wydawca, specjalizujący się w kinie kultowym. Jego wydawnictwa to produkty najwyższej klasy zarówno pod względem merytorycznym (autorami są najlepsi eksperci z zakresu kina eksploatacji) jak i edytorskim (twarde okładki, kredowy papier, kolorowe ilustracje).
Alan Jones to ciekawa postać. Krytyk filmowy, realizator filmów (dokumenty o Mario Bavie i Dario Argento), organizator londyńskiego FrightFest Festival. No i oczywiście autor książek, m.in. monografii poświęconej Argento. Alan Jones, który prywatnie przyjaźni się z mistrzem Dario, odwiedzał każdy jego plan filmowy, sporządzał dokumentację, latami gromadził materiały i efektem tego jest ta właśnie książka. Rzecz niezwykle ciekawa, informacje z pierwszej ręki można powiedzieć – na pewno będziemy na blogu czytać fragmenty tego opracowania.

Troy Howarth, autor zza oceanu, także jest autorem obszernej monografii poświęconej Argento zatytułowanej The Unsane Cinema of Dario Argento. Mnóstwo informacji, dużo zdjęć – będziemy porównywać oba dzieła poświęcone Argento: Jonesa i Howartha.
Troy Howarth to zresztą autor innych bardzo interesujących opracowań, np. poświęconych horrorom epoki kina niemego oraz kina lat 1930-tych, monografie Klausa Kinskiego, Paula Naschy’ego, Johna Carpentera i innych, o których wspomnę w następnym wpisie blogowym.

Zaskakująco ciekawa jest skromna książeczka Jamesa Gracey zatytułowana po prostu Dario Argento. Wydana przez Kamera Books w serii poświęconej różnym gatunkom, stylom i twórcom w kinematografii światowej.
Książeczka skromna, tylko kilkanaście kolorowych zdjęć w środku, ale za to na dwustu stronach autor analizuje każdy film Argento pod różnymi kątami: styl, technika, kontekst, muzyka itd. Trzeba się cierpliwie wczytać, ale jest kompetentnie, z mnóstwem interesujących informacji.

I jeszcze dwie ciekawe pozycje, dotyczące Dario Argento, w moim zbiorze.
Pierwsza to autobiografia Argento zatytułowana Fear, wydana przez FAB Press. Reżyser opisał swoje życie ponieważ, jak twierdzi, krąży wiele rozmaitych opowieści na jego temat oraz jego życia, jego rodziny i często są to opowieści nieprawdziwe. Postanowił więc napisać jak to było naprawdę. Napisać prawdę o swoim życiu.
Myślę, że może to być fascynująca lektura: przejść przez życie Dario Argento w narracji jego autorstwa.
Koniecznie musimy się zapoznać z tą pozycją książkową.

I na zakończenie dzisiejszego wpisu ostatnia książka związana ścisle z Dario Argento, książka można powiedzieć – multimedialna.
Wydana przez Mediane Libri z logo Cine Cult zatytułowana Dario Argento, jest tak naprawdę książką z obrazkami. Na początku mamy krótki esej poświęcony reżyserowi, na końcu – dwa wywiady: krótki z Dario Argento o współpracy z Ennio Morricone i drugi nieco dłuższy z kompozytorem Claudio Simonettim. Całą resztę 150-stronicowej książki wypełniają fotosy, zdjęcia z planu, plakaty i pocztówki.
Przyjemnie jest więc usiąść, wziąć do ręki tę książkę i przeglądać ją jak album ze zdjęciami przy akompaniamencie muzyki z filmów Dario Argento. Dołączona jest bowiem płyta CD z szesnastoma kompozycjami: Morricone, Goblinów, Simonettiego, Emersona, Donaggio i innych.
Poniżej prezentuję kilka tylko zdjęć z reżyserem na planach filmowych, w książce jest ich mnóstwo.


Na zakończenie dwa wspomniane wywiady z książki Dario Argento firmowanej przez Cine Cult oraz porcja muzyki z załączonej płyty.

ENNIO MORRICONE – Trylogia DARIO ARGENTO

Wywiad przeprowadzony przez Claudio Fuiano

Claudio Fuiano: Dario, jak nawiązałeś kontakt z Ennio Morricone?
Dario Argento: Przedstawił mnie mój tata, który był również producentem moich pierwszych filmów i jest moim partnerem i najlepszym przyjacielem. Ennio Morricone mieszkał w Mentanie, maleńkiej miejscowości niedaleko Rzymu. Mieliśmy tam też dom, więc oczywiście zaznajomiliśmy się.
Pierwszy raz spotkałem go przy schodach, przy naszym domu, tam zachęcił mnie do pracy nad moim pierwszym filmem mówiąc „Ja zrobię muzykę” …i taki był początek.

C. F.: Jak doszło do powstania Trylogii?
D. A.: Chyba przez przypadek, nie miałem w ogóle planów na trylogię. Chciałem po prostu zrobić jeden film, konkretny, którym był L 'uccello dalle piume di cristallo (Ptak o kryształowym upierzeniu), mój pierwszy w życiu. Po tym wydarzeniu czułem się zadowolony z rezultatu, dumny i spełniony. Przyszło mi do głowy, że mam jeszcze wiele do powiedzenia, więc zrobiłem drugi i trzeci; potem myślałem, że to już koniec…

C. F.: Morricone zrobił wszystkie trzy soundtracki ze swoistą mieszanką między rockiem a awangardą. Co o tym powiesz?
D. A.: To była propozycja Ennio Morricone, ze szczyptą mojego gustu kinowego i muzycznego. To takie naturalne z jego strony, w końcu Ennio Morricone sam jest awangardzistą, ta mieszanina tradycji i rocka jest jak najbardziej spontaniczna.

C. F.: Muzyczne komentarze Ennio Morricone w tych trzech filmach wypadają wręcz dysonansowo, dźwięk staje się obsesyjny i tworzy wysokotonowe momenty z jednej strony, ale jest też łamiąca napięcie romantyczna linia ułatwiająca odczuwanie strachu i niepokoju z drugiej…
D. A.: To typowy styl Morricone, jednak w tym konkretnym pierwszym filmie poprosiłem go o słodszy temat, coś w rodzaju dziecięcego śpiewu, który wyobrażałem sobie jako odbijający się echem od sąsiedniego mieszkania lub domu, albo inaczej… coś dochodzącego z okna lub podwórka gdzieś w pobliżu, jako dźwięk zwykłego dnia. Pomysł mu się spodobał i ten mały śpiew można usłyszeć tu i ówdzie w całym Ptaku… Potem koncepcja żyła dalej, ale nie pamiętam jak to się stało naprawdę. W każdym razie partytury Morricone potrafią być i wibrujące i delikatne.

C.F.: Ostatnie pytanie: do którego z tych trzech filmów jest Ci najbliżej pod względem filmowym i muzycznym?
D. A.: Do pierwszego z nich L’uccello con le piume di cristallo (Ptak…), oczywiście dlatego, że był on pierworodny w mojej karierze, potem doświadczenie związane z jego realizacją było przytłaczająco inne i trochę też przerażające ze względu na moją kompletną nieświadomość… na pewno jest jakiś osobisty związek z tym filmem.

C. F.: No cóż Dario, dzięki za pogawędkę.
D. A.: …i również dzięki Ennio Morricone.
C.F.: Oczywiście.


Wywiad z CLAUDIO SIMONETTIM

przeprowadzony przez Marco D’Ubaldo

Kompozytor, aranżer, klawiszowiec i producent Claudio Simonetti urodził się 19 lutego 1952 roku w San Paolo (Brazylia).

Marco D’Ubaldo: Claudio, jak nawiązałeś kontakt z Dario Argento?

Claudio Simonetti: To stało się przez przypadek. Zanim powstał Goblin nasz zespół nazywał się Oliver, pracowaliśmy w teatrze i przez rok mieszkaliśmy w Londynie grając koncerty i nagrywając dema; postanowiliśmy wrócić do domu i mój tata (kompozytor Enrico Simonetti) skontaktował mnie z Carlo Bixio, który był producentem w wytwórni Cinevox. To było w 1974 roku, kiedy wokół rocka progresywnego był wielki szum, więc zaczęliśmy nagrywać płytę. W tym samym czasie Dario Argento szukał zespołu rockowego, który napisałby muzykę do filmu Profondo rosso (Głęboka czerwień); zawsze był fanem rocka. W rzeczywistości, kiedy kręcił film Quattro Mosche di Velluto Grigio (Cztery muchy na szarym aksamicie), poprosił Deep Purple o napisanie tematów, ale został zmuszony do rezygnacji z powodu pewnych włoskich przepisów, które nie pozwalały na finansowe wsparcie filmów ze zbyt dużą ilością „zagranicznego” materiału. W ten sposób Bixio wspomniał o naszym zespole (jeszcze nie nazywał się Goblin) Dario, który następnie sprawdził nasz materiał studyjny i w konsekwencji poprosił nas o zrobienie aranżacji do kompozycji Giorgio Gaslini’ego, tego samego, z którym pracował przy La porta nel buio i Le cinque giornate.
Jeśli chodzi o nas, naszym zadaniem było po prostu zaaranżować i zagrać muzykę Gasliniego w naszym stylu, więc z takim zamiarem weszliśmy do studia. Od tego momentu, nie wiem co się stało, Gaslini odszedł w połowie roboty po jakiejś sprzeczce z Dario. Praca była częściowo wykonana; w zasadzie pół partytury na orkiestrę (która miała się znaleźć na stronie B płyty) i kilka tabulatur. Dario Argento powiedział nam, że muzyka do głównych scen nie została jeszcze napisana (morderstwa, ujęcia z willi, etc.), więc w „ciemną i burzliwą noc” zamknęliśmy się w naszym piwnicznym studio i następnego dnia byliśmy w stanie dostarczyć Dario ostateczną wersję.

M.D.: Jakieś zabawne fakty lub anegdoty dotyczące procesu nagrywania Profondo rosso?

C.S.: Pętla głównego tematu to arpeggio gitary i Minimooga, spacerek po parku z dzisiejszymi komputerami; cóż, wtedy musieliśmy wymyślić coś, co pozwoliłoby nam uniknąć grania tego samego tematu przez pięć minut z rzędu, więc wzięliśmy fragmenty z taśmy nagraniowej, połączyliśmy je ze sobą jakimś klejem i sprawiliśmy, że cała wiązka przeszła przez magnetofon, utrzymując ją w napięciu na zewnątrz dzięki użyciu statywu mikrofonowego… Studio znajdowało się na Piazza Euclide (Studio Ortophonic, obecnie Forum), zbudowane pod kościołem, który miał 15.000 piszczałek, na których mogłem zagrać nasz utwór. W każdym razie, do czasu wydania Profondo rosso (Cinevox MDF33/85) byliśmy już w rozsypce, nawet zanim film trafił do kin… faktem jest, że odnieśliśmy oburzający sukces, ponad 3 miliony sprzedanych egzemplarzy, 15 tygodni z rzędu na pierwszym miejscu w paradzie przebojów i cały rok w pierwszej dziesiątce… oczywiście zespół musiał się ponownie zebrać…

M.D.: Twoja współpraca z Argento trwała bardzo długo, do tego stopnia, że sam pisałeś ścieżki dźwiękowe bez udziału Goblin.

C.S.: Goblin rozpadł się w ’78 roku. Tenebre reprezentuje przejście z Goblina do mojej solowej kariery; jednak Dario naprawdę chciał całego Goblina dla tej partytury, a tylko trzech z nas pozostało w grupie: Morante, Pignatelli i ja. Wciąż z sentymentem patrzę na Tenebre, wciąż znaczy dla mnie coś szczególnego, ponieważ zacząłem stosować techniki, których używałem w produkcjach zasadniczo zorientowanych na taniec i tak odmiennych od soundtracków. Dlatego też można usłyszeć trochę vocodera i rytmu disco.

M.D.: Twoja ostatnia współpraca z Goblin to Non ho sonno (Sleepless). Czy możesz powiedzieć nam coś więcej na ten temat?

C.S.: W 1999 roku Dario rozmawiał ze mną o nowym filmie Non ho sonno, a ja uznałem, że przywrócę Goblina na właściwe tory, jak za dawnych czasów. Wraz z Dario znowu podjęliśmy rozmowy, ale droga była taka sama jak 29 lat wcześniej i tak naprawdę nic się nie zmieniło. Znów nie zgadzaliśmy się na całej linii, czy to muzycznej, czy też osobistej. Kilka dni później, dwóch członków zespołu pisało i grało w jednym studio, a dwóch pozostałych w innym. „Chłopcy” nie mieli już tego samego ducha i chęci do gry, czegoś, czego ja nigdy nie straciłem i czego trzymam się z moim zespołem Daemonia do dziś. Dwa lata temu amerykańska organizacja stojąca za Cult-Con 2000, wielcy nasi fani, poprosili mnie, żebym w następnym roku zagrał w Nowym Jorku razem z Goblinem. Rozmawiałem z moimi „kolegami”, którzy byli pozytywnie nastawieni, więc dałem słowo i kciuk w górę, żeby do tego doszło. Krótko mówiąc, miesiąc przed koncertem Pignatelli zrezygnował, najwyraźniej bez powodu, Morante i Marangolo poszli w jego ślady, pozostawiając mnie w bagnie głębokiego gówna, ponieważ firmowałem to swoim nazwiskiem i zobowiązałem się do dżentelmeńskiej umowy z Amerykanami. Cóż, zebrałem się z Daemonią i wyruszyłem do NYC (dwóch gości nie miało nawet gotowych paszportów, które udało nam się zdobyć w ciągu 24 godzin), gdzie zagraliśmy dla ponad 1500 osób z całego USA (nawet jeden gość z Liverpoolu), aby zobaczyć Goblina. Spodziewałem się bicia, ale okazało się, że był to wielki sukces, zamiast tego rozentuzjazmowana publiczność była całkowicie zmiażdżona. Ekstremalne sytuacje, ekstremalne środki zaradcze, w końcu ze złego wynikło dobro… Dlatego po tym wydarzeniu definitywnie skończyłem z Goblinem, zarówno z nagrywaniem, jak i występowaniem.

M.D.: …teraz o II cartaio (Gracz w karty)

C.S.: Cóż, muzyka była tam całkowicie elektroniczna, jako że scenariusz filmu opierał się na komputerach i internecie, nie mogło być inaczej. Mimo, że muzyka elektroniczna zawsze mnie inspirowała, muszę podziękować Stefanii Rocca, prawdziwej fance gatunku, która sprawiła, że słuchałem tak wielu niemieckich i brytyjskich płyt z jej kolekcji. Wymyśliłem połączenie różnych „vintage” i modemowych dźwięków. Mówię o moim starym Minimoogu (tym samym z Profondo Rosso), PPG, Mellotronie, Hammondzie B3 i różnych innych klawiaturach, i jeszcze różne wtyczki komputerowe, które są świetne w odtwarzaniu bezpowrotnie utraconych w czasie starych syntezatorów.

M.D. Jak razem z Dario Argento wykonujesz swoją pracę?

C.S.: Tak długo pracowałem z Dario, że często pojawiałem się na planie filmowym po przeczytaniu scenariusza. Przy II cartaio puszczałem Dario jakąś muzykę w moim samochodowym stereo podczas przerw. No, właściwie nie mogłem tego zrobić z Trzecią Matką, bo to cały utwór symfoniczny z pełną orkiestrą i chórem. W każdym razie, ścieżki muzyczne docierają do ostatecznego etapu pisania dopiero po ukończeniu zdjęć do filmu.

M.D.: To częsta praktyka, że reżyser w fazie postprodukcji używa istniejącej już muzyki, podczas gdy kompozytor jest proszony o napisanie kilku nowych linii w duchu tej czy innej melodii. Czasami rzeczy po prostu nie pasują między tymi dwoma facetami, którzy mogą pochodzić z różnych środowisk i mieć różne perspektywy.

C.S.: Dokładnie, to dość powszechne zjawisko. Na szczęście ja i Dario nigdy nie natknęliśmy się na taką wpadkę. W dwóch ostatnich filmach, które zrobiliśmy razem, wspierani przez amerykańską firmę producencką (Jenifer i Pelts w serii Masters of Horror z 2005/2006 roku), niektóre moje utwory z filmów Dario posłużyły jako „muzyka do insipracji”. Z drugiej strony, może się zdarzyć, że jakiś reżyser będzie wybierał muzykę z innych amerykańskich filmów (być może autorstwa wielkich kompozytorów jak John Williams lub ludzi podobnego kalibru), oczekując takich samych rezultatów, ale bez tego samego budżetu. W USA nadal powszechnie stosuje się, by na jednej ścieżce dźwiękowej znaleźli się różni artyści. Chodzi o stworzenie swego rodzaju kompilacji poprzez zmieszanie oryginalnej partytury z innymi utworami zaczerpniętymi z udanych płyt. Jako kompozytorowi zdarzało mi się pisać tylko partię kilku oryginalnych utworów, jak w Phenomenie, podczas gdy pozostały materiał był autorstwa Billa Wymana, Iron Maiden, Frankie Goes To Hollywood i tak dalej, podobnie było z Operą. Szanse były takie, że jeden utwór mógł trafić na listy przebojów, jak to miało miejsce w przypadku głównego tematu Phenomeny, mimo że cała ścieżka składała się z szeregu różnych piosenek i autorów.

M.D. Powiedz nam więcej o muzyce do Trylogii Matek?

C.S.: Głównym tematem są czarownice. Suspiria była w pewnym sensie eksperymentalna, z dużą ilością elektroniki, ludowych instrumentów, takich jak indyjskie tablas i grecki bouzouk… w Inferno muzyka napisana przez Keitha Emersona była głównie symfoniczna, więc w nadchodzącym trzecim i ostatnim odcinku Dario łączy kropki z dwoma poprzednimi filmami, próbując znaleźć wspólną płaszczyznę. Historia rozgrywa się w Rzymie (Suspiria w Niemczech, Inferno w Nowym Jorku), trzecią czarownicą jest Madre Lacrimarum, najwredniejsza, najpiękniejsza i najbardziej bezwzględna ze złej „trójki”, a w jej rolę wcieliła się Moran Atias, urocza i drobna aktorka izraelska. Film oddaje hołd wszystkim czarownicom, które z natury utrzymywały stosunki tylko z innymi kobietami, tak powiedział mi Dario o tych upiornych istotach po dożywotnich studiach nad tym zagadnieniem. Czarownice całkowicie nie lubiły mężczyzn. Podobnie jak w Suspirii, jak może pamiętasz, szkoła tańca była prowadzona przez kobiety, a nieliczni mężczyźni wokół w zasadzie byli ich służącymi. Third Mother jest imponującym dziełem, co spowodowało, że nie napisałem zbyt wiele typowej dla Suspirii muzyki elektronicznej. Nagrywałem z D.I.M.I, rzymską orkiestrą w pełni wyspecjalizowaną w partyturach filmowych, natomiast zespół „NOVA LIRICA” wykonał partie chóralne. Muzyka jest obecna w całym filmie, starałem się podkreślić większość scen niemal zapierającą dech w piersiach obecnością, tak jak to robiono w przypadku starych „kolosów” gatunku, nawet we Włoszech. Jest tylko jeden zupełnie inny utwór na końcu filmu, przy napisach końcowych, zatytułowany „Mater Lacrimarum”, który skomponowałem i zagrałem z moim zespołem DAEMONIA. Występuje w niej Dani z Cradle of Filth na wokalu (który napisał również tekst), wielki fan Argento; to pełnokrwisty „dark metalowy” kawałek, którym tak bardzo kopiemy!!!

M.D.: Przyszłe projekty?

C.S.: Właśnie zaczynam pisać do musicalu „Profondo Rosso”. To ciekawe zadanie i na pewno niełatwe, jeśli uważasz, że musisz dorównać wersji filmowej… Jestem również na końcowym etapie pracy nad najnowszą płytą zespołu DAEMONIA, z którą będę koncertował we Włoszech i za granicą. Pracowity rok, wszystko jest tak jak chcę, poradzę sobie ze wszystkim z moim typowym pozytywnym nastawieniem i wytrzymałością.

Print Friendly, PDF & Email
Otagowano , , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *